poniedziałek, 17 listopada 2014

Na pogodę i niepogodę...


Przedstawię dzisiaj kilka fajnych zajęć dla dziecka, które nie tylko wyeliminują nudę ale również pomogą rozwijać się małemu człowiekowi.

Moim zdaniem wcale nie trzeba wielkich nakładów pieniężnych, nie potrzeba kupować „hitów” zabawkowych, które zwłaszcza w tym okresie tak często przewijają się w reklamach telewizyjnych. Jestem wręcz przeciwna. Uważam, że dziecko można zainteresować i wciągnąć w zabawę bez tego typu gadżetów.
Jeśli chodzi o zabawki nie jestem rozrzutna, w przeciwieństwie do ubrań ;) Zanim coś kupię Hani przemyśle, rozważę za i przeciw i dopiero wtedy podejmuję decyzje.

Może też dlatego moje dziecko potrafi cieszyć się drobiazgami?! Ostatnio weszłyśmy do sklepu papierniczego i upatrzyła sobie papier kolorowy. Kupiłam jej. Jak widziałam jak dumnie go niesie, zadowolona i szczęśliwa to mnie samej uśmiech malował się na twarzy. Po przyjściu do domu od razu zasiadłyśmy do tworzenia zwierzątek z tego właśnie papieru.





A oto kilka propozycji, które przerabiamy z Hanią, żeby nie wiało nudą ;)
  • Klocki Lego Duplo- chyba każde dziecko je lubi?! 
  • Sortowanie- w jednej miseczce wymieszane np. dwa rodzaje makaronu, koraliki w dwóch lub trzech kolorach, guziki… dziecko odpowiednio rozdziela do osobnych miseczek.
  • Zabawa w lekarza- wiadomo o co chodzi;) u nas przebadane wszystkie miśki, lalki, ja, mąż… i jak to mówi Hania: zdrowy jak ryba, silny jak byczek.
  • Układanki
  • Puzzle
  • Malowanie, rysowanie- w chwili obecnej fascynacja weselem, kościółkami, panną młodą i sukienkami O_o 
  • Czytanie książek a czasem wymyślanie swoich historii…

wtorek, 4 listopada 2014

Żegnaj pielucho!


Odpieluchowanie. Temat rzeka.

Sama na ten temat przeczytałam tyle różnych poglądów,  tyle różnych porad, usłyszałam tyle różnych pomysłów…

U nas w domu nocnik pojawił się mniej więcej gdy Hania skończyła rok. I nawet przyszło mi do głowy żeby spróbować ją na niego sadzać. Szybko jednak stwierdziłam, że to bez sensu. Nie miałam parcia na to żeby na wszelką cenę pozbyć się pieluch. Nawet schowałam nocnik do szafki. Po około pół roku nocnik znów ujrzał światło dzienne. Postawiłam go w łazience, a córka zaczęła się nim coraz bardziej interesować. Nocnik sobie stał. Jeśli miała ochotę to ją sadzałam. Jeśli nie- nie zmuszałam. Nic na siłę. Gdy udało jej się do niego nasikać nie chwaliłam, nie podskakiwałam pod sufit z radości, nie biłam brawo… Mówiłam jej, że mamusia jest bardzo dumna, wylewałyśmy siku razem do toalety i Hania sama spuszczała wodę. Tyle! Nie zdarzało się żebym ją na nocniku zabawiała, przytrzymywała… kiedy chciała wstać- wstawała.

Gdy Hania jeszcze używała pieluch zauważyłam, że pielucha podczas drzemki, a nawet po całej nocy jest sucha. Rano po przebudzeniu sama chciała skorzystać z nocnika. Stało się to rytuałem. Dokładnie w dzień moich urodzin, można powiedzieć z dnia na dzień Hania jakby nigdy nic zaczęła wołać, że chce siku.

„Przetrzymałam” ją jeszcze w pieluchach jakiś czas ponieważ mieliśmy zaplanowany wylot do USA i tylko dlatego się ich od razu nie pozbyłam. Dziesięciogodzinny lot z dzieckiem bez pieluchy na kolanach wydał mi się zbyt ryzykowny ;) Nie mniej jednak gdy tylko wołała, potrzeba była załatwiana do toalety. Po powrocie zaraz na drugi dzień pożegnałyśmy pieluchy na dzień i na noc.

Jedyne co mogę w kwestii odpieluchowania podpowiedzieć i doradzić to cierpliwość. Cierpliwie czekać na gotowość swojego dziecka!:)


czwartek, 30 października 2014

Akcja reaktywacja!


Akcja reaktywacja czyli reanimacja bloga.
Ciężko było nie zauważyć , że blog Hania mania „umarł” jakiś czas temu. Nie pojawiły się żadne nowe wpisy. Nic się tu nie wydarzyło od dłuższego czasu. Zastanawiałam się nawet nad „zawieszeniem” i rezygnacją. Postanowiłam jednak zmobilizować się i dać sobie drugą szanse. Być może brakowało mi motywacji i pomysłów na kolejne wpisy. Na pewno pisanie postów ustąpiło miejsca innym sprawom...
Nie mam zamiaru się usprawiedliwiać choć może i powinnam. Może nawet powinnam przeprosić tych, którzy z zainteresowaniem i ciekawością zaglądali na 'hanie- manie' a tam non stop te „niejadki”… Ciągle na pierwszym planie post o niejadkach i nic nowego! W takim razie szczerze przepraszam i postanawiam poprawę! Asekuracyjnie nie obiecam codziennie nowego wpisu ale w miarę możliwości… będzie! 

czwartek, 3 lipca 2014

Co z tymi "niejadkami"?



Wiele osób zwłaszcza Mam po usłyszeniu opinii, że nie ma czegoś takiego jak „niejadek” od razu się oburzy i stwierdzi, że jak to nie ma jak właśnie pod moim dachem rośnie niejadek.  
Często też słyszę, że nie powinnam komentować tego „zjawiska” bo przecież moja Hania je ładnie, wszystko wcina więc co ja mogę na ten temat wiedzieć?! A przecież można czytać wiele na ten temat, interesować się, śledzić fachową literaturę nie tylko wówczas kiedy dotyka nas dany problem (choć znów będę uparcie stawiać na tym, że „niejadki” nie istnieją i jest to wydumany problem głównie przez rodziców!).

Moim zdaniem trzeba się najpierw zastanowić czy my jako rodzice, opiekunowie zrobiliśmy wszystko żeby nasze dziecko zachęcić do jedzenia, próbowania nowych smaków i czy wprowadziliśmy odpowiedni plan dnia?!


Czy nasze Dziecko posiada plan dnia?

Czy obiad jemy wspólnie z dzieckiem i uczymy go poprawnych nawyków?
Czy między posiłkami nie zajada się chrupkami, czekoladkami, cukierkami…?
A może mamy zbyt wygórowane oczekiwania wobec ilości zjedzonego obiadu- może mierzymy dziecko swoją dorosłą miarą?
A nie oczekujemy przypadkiem, że po wypiciu szklanki gęstego soku marchwiowego zje ładnie obiad?
Albo po wypiciu słodkiego kakao zje kolacje bądź śniadanie?


Zauważyłam, że nie rzadko dzieje się tak że rodzic jest tak „nakręcony” niejedzeniem dziecka, że w ogóle nie widzi tego ile faktycznie potrafi pochłonąć nasza pociecha. Skoro dziecko nie chce jeść musiał zostać popełniony gdzieś błąd- bo niejadki się nie rodzą!

I szczerze mówiąc szlag mnie trafia jak ktoś mi mówi, że ja mam szczęście, że urodziło mi się dziecko grzeczne, które śpi w nocy i pięknie wszystko je! Przecież ja tyle pracy wkładam w to żeby tak właśnie było. I wcale nie jest tak że mi się udało a innej matce nie… wszyscy mamy taką samą szanse tylko musimy chcieć ją wykorzystać!
A na poparcie poniżej ciekawy artykuł, który znalazłam w sieci. Zresztą… wiele tego na ten temat można znaleźć chociażby w Internecie.


„Nie próbujcie tego w domu- czyli jak stworzyć niejadka”
"Za mamusię, za tatusia..." - byle zjadło do końca, żeby tylko talerz był pusty. Karmimy na siłę, przekarmiamy, zamartwiamy się, a wszystko po to, żeby dziecko więcej zjadło. A to prosta droga do zaburzeń odżywiania.
Nie chcesz, żeby twoje dziecko było niejadkiem? Odpuść mu! To, ile nasze dziecko je, często spędza nam sen z powiek, szczególnie, kiedy uważamy, że je za mało. Nadmierny apetyt nie wywołuje zazwyczaj takiego niepokoju jak jego brak. To błąd, ale to właśnie niejadkami martwimy się najbardziej. Sięgamy po cały arsenał sposobów na nakłonienie dziecka do jedzenia, odwiedzamy specjalistów, opracowujemy strategie i powoli odchodzimy od zmysłów.

Co zje dzisiaj? Całą zupkę czy znowu odmówi otwarcia buzi? Nasze życie zaczyna kręcić się wokół jedzenia. A to niedobrze, bo skupianie całej uwagi na tym, ile dziecko zjada, to dobry sposób, by zwiększyć w nim niechęć do jedzenia i wzmocnić zachowania, które będą się za nim ciągnąć przez całe życie.

Jak nie prośbą, to groźbą

Do zachowań, które mogą wzmocnić - a nawet obudzić - w dziecku niechęć do jedzenia, możemy zaliczyć karmienie na siłę, straszenie dziecka powtarzaniem "jak nie zjesz wszystkiego to nie odejdziesz od stołu; nie dostaniesz deseru itd.". Mówienie rzeczy w stylu "mamusia tak się napracowała, a ty teraz nie chcesz tego zjeść i mamusi jest przykro" to nic innego jak szantaż emocjonalny. Ewa Ulrich-Zalęska, psycholog z Centrum Probalans, podkreśla: - Tak negatywne emocje nie zachęcą dziecka do jedzenia. Wywołują złość i poczucie winy - mówi.

Internautka mama-ola na pytanie "Czy karmić na siłę?" zadane przez inną użytkowniczkę forum, odpowiada krótko: "Szanuj bliźniego swego jak siebie samego". Warto się nad tą myślą pochylić, a kiedy następnym razem odczujemy pokusę, by nakarmić na siłę naszego niejadka, przypomnijmy sobie słowa Agnieszki Stein z artykułu w magazynie "Dziecko": "Doświadczenie kilkulatka, który musi wepchnąć do buzi coś, czego tam nie chce włożyć, a potem jeszcze to przełknąć, można porównać wręcz do przemocy seksualnej, która w podobny sposób narusza granice ciała małego człowieka. Walka o każdy kęs powoduje, że dziecko zaczyna postrzegać relację z dorosłym nie jako bezpieczną i przyjemną, ale jako próbę sił. Karmione na siłę dziecko przestaje odczuwać głód. Posiłek nie jest już sposobem na zaspokojenie jego potrzeb fizjologicznych, lecz staje się sposobem walki o własną autonomię. Trwa swoista próba sił między dzieckiem a dorosłym, a wzajemne relacje są źródłem napięcia i stresu".

"Za mamusię, za tatusia, za ciocię Irenkę"

Może więc uciec się do starych sprawdzonych sposobów, które wydają się mniej inwazyjne i nie noszą cech zastraszania czy szantażu? Te wszystkie "za mamusię, za tatusia", "leci samolot", odwracanie uwagi od jedzenia, włączanie bajek na czas obiadu? Niestety, te metody też nie zasługują na pochwałę: - Jest to po pierwsze niedopuszczenie dziecka do skonfrontowania się z uczuciem głodu i odebranie mu możliwości świadomego zaspokojenia tego uczucia - tłumaczy Ewa Ulrich-Załęska. - Zdrowy człowiek odczuwa fizjologiczny głód i w świadomy sposób go zaspokaja. Zależy nam na tym by dzieci nie nabrały nieprawidłowych nawyków, np. zaspokajania innych uczuć właśnie spożywaniem pokarmów.

Częste zabawianie dziecka w czasie jedzenia czy puszczanie mu podczas posiłku telewizji to pułapka. Ani się spostrzeżemy, a dziecko nie będzie umiało zjeść obiadu czy kolacji bez oglądania bajki. Po jakimś czasie oglądanie telewizji zacznie mu się kojarzyć z jedzeniem. Zabawianie przy jedzeniu, karmienie na siłę albo odwracanie uwagi, żeby nakarmić dziecko - to wszystko może spowodować zaburzenia odżywiania: od anoreksji, bulimii aż po zajadanie stresu, negatywnych emocji, a nawet - paradoksalnie, wszak mowa o niejadkach - do otyłości.

Wie o tym dorotakatarzyna, która napisała na forum emama: "Mama mnie futrowała aż do wymiotów. Rozepchała mi żołądek i potem zdziwienie, że tyle jem. Siostra znalazła lepszy sposób - zamiast połykać, trzymała w buzi jedzenie. Tylko zęby ma w kiepskim stanie, ale figurę udało jej się zachować...Teraz też widzę wokoło sporo 'niejadków', które kochające babcie i mamusie tuczą na siłę. I już widać, jak wyrastają z nich grube dzieci. A ja wychodzę z założenia, że dziecko wie, ile mu jedzenia potrzeba" - pisze internautka.

Jedzenie = miłość

To, czy nasze dziecko zjada wystarczające ilości jedzenia, często zajmuje nas nawet bardziej niż to, czy jest ono dla niego odpowiednie, dobrej jakości itd. Mamy tendencję do koncentrowania się na jedzeniu dziecka, bo - jak zauważa Ewa Ulrich-Załęska - w naszej kulturze karmienie jest nie tylko dostarczeniem pokarmu, ale i informacją o uczuciach. - Karmiąc karmimy nie tylko ciało - mówi psycholog. - Tak naprawdę rodziny od dawien dawna spotykały się przy stołach. Jedzenie było trudne do zdobycia, więc taki posiłek to była jednocześnie informacja: dbam o rodzinę, bo ją karmię. Myślę, że to nadal gdzieś w nas dźwięczy. Trudno przecież dyskutować z emocjami - zauważa.

Karmienie dziecka to także forma nawiązywania więzi z dzieckiem, któremu wraz z pokarmem dajemy nasze uczucie. Przygotowany posiłek jest wyrazem naszej troski, nic więc dziwnego, że zajmuje tyle miejsca w naszych myślach. Musimy jednak zachować ostrożność. - Dzieci zalewane takimi emocjami rodziców, często wybierają przestrzeń, w której mogą powiedzieć "nie". Często jest to właśnie jedzenie - tłumaczy Ewa Ulrich-Załęska. - To ich sposób, żeby pokazać swoją tożsamość. Tak poszukują wolności - wyjaśnia.

O krok od załamania

Dziecięcą niechęć do jedzenia często odbieramy jako zachowania wymierzone przeciwko nam. Doskonale świadczą o tym wypowiedzi użytkowników naszych forów internetowych, tak jak te słowa internautki alcawik: "Problem w tym, że starszy syn w ogóle nie chce mi nic jeść". To częsty sposób myślenia o niejadkach: one nam nie chcą jeść. alcawik kontynuuje swoją opowieść na forum Wychowanie: "Prośby ani groźby na nic mój krzyk na nic się nie zdają Już nie wiem co mam robić. Błagam o pomoc, bo moje cierpliwość się już kończy, a nie chcę by syn posiłki kojarzył z wiecznym krzykiem i ze stresem z jego strony, bo nie powiem, że nie zdarza mi się czasem, że na niego fuknę".

Jeśli pojawia się krzyk i groźby, możemy już mówić o przemocy względem dziecka. - W takiej sytuacji powinniśmy się zastanowić, dlaczego robimy naszemu dziecku coś niefajnego? - podpowiada Ewa Ulrich-Załęska. - Może to nasze złe doświadczenia, nadmierny lęk o dziecko, może słyszymy od babci czy cioci, że złe z nas mamy, bo nasze dzieci nie chcą jeść?

Brakiem apetytu swojego dziecka zamartwia się także martini-7: "Pewnie temat przewinął się tu nie raz, nie mam siły szukać, jestem krok od załamania... Jestem bardzo zmęczona, wiem, że nie zagłodzi się (chyba), ale stresuje mnie to okropnie (...) ostatnio jestem strzępkiem nerwów, znowu pory posiłków kojarzyć zaczynają mi się z koszmarem. Ma ktoś jakąś złotą radę?".

Takiej rady mamie martwiącej się niejadkiem udziela kkaska123 "Nie przejmuj się po prostu tym jedzeniem, bo oszalejesz. Ja również w tym temacie dużo przeszłam i dzisiaj jestem w pełni przekonana, że najważniejszą zasadą, co do jedzenia naszych dzieci jest: dziecko mające dostęp do jedzenia na pewno się nie zagłodzi. Nie chce jeść, niech nie je. Nie zjadł obiadu, następnym posiłkiem jest podwieczorek czy kolacja, i się nie stresuj. Zje - dobrze, nie zje - też dobrze. Konsekwentnie, stanowczo i bez nerwów. Im bardziej tobie zależy, tym bardziej on to wyczuwa i nic z tego nie wynika. (...)Uśmiechnij się i ciesz się macierzyństwem, zamiast stresować niejedzeniem".

Nie zagłodzi się!

Oczywiście może zdarzyć się tak, że dziecko ma słaby apetyt, bo jest chore. Dlatego najlepiej zrobić mu badania: sprawdzić, czy nie ma niedokrwistości, wad lub infekcji układu moczowego. Należy wykluczyć m.in. refluks, nietolerancję pokarmową, alergię, nadmiar witaminy D. Konieczne badania zleci lekarz. Jeśli dziecko jest zdrowe (a tak jest najczęściej) i jego niewielki apetyt nie ma też podłoża psychicznego (potrzeba zwrócenia na siebie uwagi, próba przejęcia kontroli, czy tzw. anoreksja niemowlęca i dziecięca), możemy spokojnie założyć, że to jego indywidualna cecha.

Jeśli na dodatek rodzice są szczupli, jest duża szansa, że słaby przyrost masy ciała jest cechą dziedziczną. Spytajmy dziadków o nasz apetyt w dzieciństwie, nie karmy na siłę, odpuśćmy dziecku i cieszmy się macierzyństwem. Lekarze podkreślają przecież, że zdrowe dziecko się nie zagłodzi.

Kto wie, może jeśli przestaniemy ciągle mówić i myśleć o apetycie naszego dziecka, ono po prostu zacznie jeść? A już na pewno będzie mieć wtedy większe szanse na polubienie jedzenia! I o to właśnie chodzi: posiłki powinny być przyjemnością, a nie źródłem przymusu i stresu. Także dla dziecka! (źródło: Internet).